Per aspera ad astra – szczerze o fotografii ślubnej. Wywiad z Tomaszem Tołłoczko

Justyna Miodońska • 26 sierpnia 2024

Per aspera ad astra – szczerze o fotografii ślubnej. Wywiad z Tomaszem Tołłoczko

Pierwsze kroki na drodze do sukcesu zazwyczaj nie należą do najłatwiejszych. Jednak paradoksalnie trudne sytuacje, których doświadczamy w procesie samorozwoju stanowią doskonały fundament naszej pewności siebie – w tym czasie poznajemy swoje ograniczenia, uczymy się wiele na temat własnej wrażliwości oraz stajemy się bardziej wyczuleni na najważniejsze dla nas aspekty – i w życiu i w fotografii. O ślubach, ludzkich wzlotach i upadkach, a także o współczesnych wyzwaniach, które serwuje nam stale przyspieszająca rzeczywistość porozmawialiśmy z fotografem Tomaszem Tołłoczko – polskim ambasadorem marki Sigma. 

Wywiad z Tomaszem Tołłoczko

➡ Czy odczułeś w ostatnim czasie znaczącą ingerencję sztucznej inteligencji w Twój biznes fotograficzny i warsztat pracy? 

Może zacznę od tego, że fotografia ślubna, którą ja wykonuję, jest dosyć niszowa. W tym sensie, że po pierwsze ja nigdy nie zabiegałem jakoś bardzo o klientów. Nigdy nie byłem takim „dużym" fotografem – na zasadzie, że łatwo jest mnie gdzieś znaleźć w Internecie.

Wiadomo, jestem gdzieś tam polecany i to, za co moja fotografia jest szczególnie ceniona, to przede wszystkim naturalność oraz dobry kontakt z klientem. I mam wrażenie, że właśnie w tej sferze – czyli w kwestii oddania konkretnego momentu jak najbardziej naturalnie i zapamiętania danej historii taką, jaką była – to tutaj nic nam nie grozi ze strony sztucznej inteligencji.

Oprócz fotografii ślubnej zajmuję się też innymi dziedzinami fotografii i wiem, że tutaj jest już faktyczne zagrożenie – że zdecydowanie taniej jest wygenerować obrazek w AI niż zatrudnić modela i wynająć studio. Chyba, że danej marce będzie szczególnie zależało na takiej kreacji, która ma naprawdę nawiązywać do rzeczywistości – gdzie będzie musiała być jakaś celowość tego, że ma to być jednak fotografia –  to tutaj są jeszcze nadzieje, że będzie to jakiś rodzaj sztuki i konceptu...

Ale raczej wszystko zmierza do tego, aby AI w wielu przypadkach wyręczało człowieka – choć mimo wszystko trzeba pamiętać, że za sztuczną inteligencją nadal stoi właśnie człowiek. Czyli musi być jakiś twórca, który te wszystkie hasła do AI „wklepie" i on też musi mieć jakiś obraz w głowie, aby pokierować tą sztuczną inteligencją w taki sposób, żeby ona wiedziała, co stworzyć. 

„(...) i mam wrażenie, że właśnie w tej sferze – czyli w kwestii oddania konkretnego momentu jak najbardziej naturalnie i zapamiętania danej historii taką, jaką była – to tutaj nic nam nie grozi ze strony sztucznej inteligencji (...)” - T. Tołłoczko

Na pewno dla wielu fotografów ta praca w przyszłości się zmieni – i byłoby dobrze, żeby byli oni na tyle elastyczni, żeby zacząć z tej sztucznej inteligencji korzystać! Bo kto inny jak nie fotograf właśnie ma wiedzę o kompozycji, kolorach i tym wszystkim, co jest ważne w organizacji danej sesji... tak więc wielu dziedzin fotograficznych na pewno to dotknie. Branży ślubnej po części też – bo są przecież takie pary, których nie interesuje rzeczywistość, tylko czysta kreacja. Przykładowo u mnie na zdjęciach nie ma za dużo retuszu, jednak zdarzają się klienci, którzy wymagają tego retuszu na każdej fotografii, żeby wszystko tam było „idealne" – więc na pewno znajdzie się też para z wizją na zupełnie odrealnione obrazy ze ślubu. Na „sztukę" stworzoną przez twórcę posługującym się AI... 

No i kolejnym zagrożeniem, takim ideologicznym, jest fakt, że twory sztucznej inteligencji są już tak dobre, że czasami obrazy, które generuje, są dla nas naprawdę trudno rozpoznawalne. I wtedy taki klient też musi uważać – no bo jeśli ktoś tworzy swoje portfolio tylko w oparciu o AI, a następnie mówi, „że jest fotografem" i bierze się za robienie zdjęć, które nie mają nic a nic wspólnego z jego portfolio... no to jest naprawdę słabo.

I tak globalnie, to już są grubsze kwestie związane choćby z manipulacją za pomocą obrazów – za przykład niech posłuży głośna sprawa, gdy Donald Trump „miał zostać" aresztowany i ludzie wygenerowali z tego wydarzenia zdjęcia – i one były tak dobre, że naprawdę wydawało się, że to są ujęcia właśnie z tego wydarzenia – kwestia autentyczności jest więc kompletnie zaburzona. Nasz świat się dynamicznie zmienia i trzeba być bardzo ostrożnym.

fot. Tomasz Tołłoczko

Jeśli natomiast chodzi o mój workflow z udziałem AI, to ja korzystam z programu do selekcji zdjęć oraz ich obróbki – no i to też nie jest tak, że ja polegam na tym w 100 %, bo na końcu to ja jestem osobą, która dokonuje tej ostatecznej selekcji. Sprzęt fotograficzny niesamowicie ewoluował, a karty pamięci mieszczą aktualnie tak dużo zdjęć, że zasadniczo nie trzeba się ograniczać podczas fotografowania – i wiadomo, że ja tych zdjęć podczas zlecenia robię naprawdę dużo, natomiast sztuczna inteligencja pomaga mi potem z ich skutecznym „odsiewem" i widzę, że jest w tym coraz efektywniejsza.

Co więcej, AI coraz częściej wybiera też te fotografie, które celnie trafiają w moje preferencje – ale gdy robię jakieś artystyczne zdjęcia i zależy mi na efektach specjalnych, np. rozmyciu ruchu, to wiadomo, że AI wtedy pominie takie zdjęcie – a ja z kolei wiem, że ten zabieg był celowy. Wiec muszę to wtedy ręcznie wyselekcjonować.

A jeśli chodzi o obróbkę przy pomocy AI, to jest dokładnie tak jak wtedy, gdy w powszechnym obiegu pojawiły się presety fotograficzne – to też uprościło pracę, ale jednocześnie spowodowało, że nagle znacznie więcej fotografów pojawiło się na rynku. Bo ten próg wejścia stał się troszkę łatwiejszy, ponieważ nie trzeba było mieć dużych umiejętności do obróbki zdjęć...

➡ Czy w obecnych kakofonicznych czasach wizualnych da się być jeszcze oryginalnym twórcą?

Zdecydowanie tak! Widzę to nawet w branży ślubnej, że są fotografowie, którzy mają swój charakterystyczny styl – po prostu nie do podrobienia. I nawet jak ktoś się próbuje na nich wzorować, to jednak widać tę różnicę. Prawda jest też taka, że kreatywność nie ma końca – czasem bywa kontrowersyjna i w związku z tym zaskakująca, a oprócz tego zawsze jest ten element personalny, który dla mnie w fotografii jest bardzo ważny.

➡ Decyzja o zastaniu fotografem ślubnym – to był Twój niezależny wybór, a może to właśnie fotografia ślubna wybrała Ciebie?

Jest pewna rzecz, którą odkryłem w sobie dzięki fotografii ślubnej – to, w czym wiedziałem, że jestem od zawsze dobry i co nadal sprawia mi ogromną satysfakcję – czyli kontakt z ludźmi. Wszystkie pary, z którymi współpracowałem, czuły się komfortowo w moim towarzystwie oraz obdarzyły mnie dużym zaufaniem. Była też cała masa innych rzeczy po drodze, które przyszły do mnie z zewnątrz i które utwierdziły mnie w przekonaniu, że jestem we właściwym miejscu...

A z moimi początkami ślubnymi to jest cała historia. Ja zasadniczo w 2000 roku pierwszy raz złapałem za aparat i bardzo szybko miałem taki pomysł na siebie, że chciałbym być fotografem. Wcześniej w liceum miałem też fajny epizod, bo pojechałem do Stanów Zjednoczonych i się okazało, że mogę się tam uczyć fotografii analogowej.

Jak wróciłem do Polski, to chciałem iść do szkoły filmowej, ale też nie byłem jakimś mistrzem ogarniania, więc ani teczka, ani nic nie było gotowe – dlatego wówczas wybrałem historię sztuki, a rok później urodził się mój syn. Zmieniła się mi wtedy perspektywa na wszystko i uznałem, że tę historię sztuki dokończę.

Ten kierunek miał to do siebie, że na roku miałem głównie koleżanki. I rzeczywiście pierwszy ślub, który zrobiłem, to był właśnie ślub koleżanki – tylko z liceum. W międzyczasie rozmawiałem wtedy z moim przyjacielem Maćkiem Suwałowskim, którego pomysłem na życie było właśnie robienie fotografii ślubnej – a ja się wtedy z tego śmiałem, bo uważałem, że to jest głupie.

fot. Tomasz Tołłoczko

Jednak po jakimś czasie doszedłem do wniosku, że może rzeczywiście też mógłbym to robić – bo mi to nawet wychodziło, a jednocześnie robiłbym też coś, co kocham, czyli zdjęcia i na dodatek zarobiłbym na tym pieniądze. Od tamtego czasu bardzo się rozwinąłem w fotografii ślubnej i wykonałem mnóstwo reportaży, które cenię sobie najbardziej za możliwość pracy z ludźmi. 

Wiadomo, że z czasem po każdym sezonie, następowało u mnie zmęczenie materiału. Dużo zdjęć, jeszcze więcej stresu – bo trzeba też pilnować tych plików, żeby nic się im nie stało – to jest ten szczególny rodzaj fotografii, gdzie ewentualna utrata zdjęcia kosztuje dużo, dużo więcej niż w przypadku innych fotograficznych dziedzin – bo tu klient jest najważniejszy.

I nadal mam tak, że muzyka na weselach mnie męczy i te zabawy i różne inne rzeczy. Jak rozmawiam ze swoimi klientami, to zawsze też ich uświadamiam, że nie jestem typowym fotografem, którego interesuje to, w jakiej sukni wystąpi panna młoda albo jakie buty założy pan młody – oczywiście robię tego rodzaju zdjęcia, bo jestem profesjonalistą i wiem, że to może mieć dla kogoś znaczenie. Natomiast to, czego ja osobiście szukam wśród ludzi, to są przede wszystkim emocje – chce ich pokazywać w jak najlepszym świetle :)

➡ Jakim typem fotografa ślubnego jesteś? Pokroju Flâneur'a, który w trybie incognito towarzyszy swojej parze, a może jednak dużo angażujesz się w przebieg całego wydarzenia?

Jedną z wiodących rzeczy w moim życiu jest na pewno odrobina chaosu i nie wszystko jest tak ustandaryzowane, jakbym sobie tego życzył. Ale jestem zdecydowanie typem, który pracuje na emocjach – związuję się emocjonalnie z klientami – i mocno przeżywam ,,to wszystko" w środku.

Jednocześnie uważam, że „podglądacze”, którzy są bardziej introwertykami i podchodzą do pracy mniej emocjonalnie, również tworzą doskonałe kadry i potrafią uchwycić świetne momenty – czasem nawet w bardziej interesujący sposób. Ja mam prosty styl – jak coś się mi podoba, to po prostu to fotografuję.

Oczywiście pilnuję kompozycji i innych ważnych kwestii, ale w kontekście np. wieloplanowości czy też mocniej „skonstruowanych" fotografii to zdecydowanie jest tego u mnie mniej. Jeżeli zaś chodzi o sam proces twórczy, to raczej mało się odzywam w trakcie przygotowań – chyba, że jestem specjalnie o coś pytany, albo jak dostrzegam w wizjerze aparatu, że ktoś sobie ewidentnie „nie radzi” – to wtedy pomagam. I wtedy też poznaję tych ludzi.

„(...) dużo zdjęć, jeszcze więcej stresu – bo trzeba też pilnować tych plików, żeby nic się im nie stało – to jest ten szczególny rodzaj fotografii, gdzie ewentualna utrata zdjęcia kosztuje dużo, dużo więcej niż w przypadku innych fotograficznych dziedzin – bo tu klient jest najważniejszy (...)” - T. Tołłoczko

Podczas trwania samej uroczystości – bez względu na to, jakiego rodzaju by to uroczystość nie była – również staram się pracować tak, żeby tym ludziom nie przeszkadzać. Nie rzucam się w oczy i próbuję być niewidoczny na tyle, na ile jest to oczywiście możliwe. No a potem, gdy ten moment stresującej uroczystości mija i ludzie wychodzą, robimy zdjęcia grupowe – to jest ta chwila, kiedy ja wiem, że muszę ich zaanimować, żeby oni stanęli we właściwy sposób, etc. Mało tego, wszyscy są też wtedy zwykle spięci – bo tych zdjęć po prostu nie lubią – i zazwyczaj się wtedy wygłupiam. Kręcę bioderkami i robię idiotyczne rzeczy, żeby rozprężyć tę sytuację, żeby nie było tak sztywno.

A gdy zaczyna się wesele i ludzie się bawią, to jest mi zdecydowanie łatwiej do nich dotrzeć. Zwykle zakładam już wtedy szerokokątny obiektyw i włączam lampę błyskową – na parkiecie jest już wystarczająco dużo bodźców, więc tak naprawdę dołożenie błysku praktycznie nic nie zmienia. I gdy goście widzą, że jestem wśród nich i też się dobrze bawię, to sami do mnie podchodzą – wygłupiają się i pozują do zdjęć.

Więc od „podglądacza” będącego bardziej z boku podczas przygotowań – żeby nie krępować klientów i nie być dla nich ciężarem – wchodzę w rolę pełnoprawnego uczestnika imprezy, gdzie jestem naprawdę „blisko” z gośćmi. Można więc powiedzieć, że to taki tryb hybrydowy.  

fot. Tomasz Tołłoczko

➡ Czy każdy może zostać fotografem ślubnym? I czy można się takiej fotografii „nauczyć”? A może jednak trzeba mieć w sobie jakiś szczególny zestaw cech: wrażliwość, empatię...? Na rynku mamy obecnie ogromny boom fotografów ślubnych – jak myślisz co jest tego przyczyną?

Fotografia ślubna jest pozornie łatwym zawodem. W teorii nie wymaga dużych umiejętności oraz dostępu do niewiadomo jakiego sprzętu. Więc ten wysyp spowodowany jest właśnie takim błędnym przeświadczeniem – „że jest łatwo. I wtedy ktoś się na to łapie, robi to maks przez dwa lata i potem się wysypuje...

Kiedyś nawet trafiłem na takie badania w Internecie: jakie są stawki fotografów ślubnych i co dokładnie oferują oni w swoich pakietach. I wyszło czarno na białym, jak bardzo wielu twórców niesamowicie szybko się wypala. Trzeba też pamiętać o tym, że mamy również na rynku takie osoby, które fotografują po godzinach – czyli na co dzień robią coś zupełnie innego, a najwięcej działają w weekendy – sam zresztą mam obecnie taką sytuację, że pracuję również na etacie. 

➡ Trudne polskie realia na rynku pracy niewątpliwie przyczyniają się do takiego stanu rzeczy...

I tak i nie. W Polsce największym problemem jest brak biznesowego podejścia – i to nie dotyczy tylko fotografów oraz ich marek osobistych, ale w ogóle szerzej, nas wszystkich. 

Praca fotografa ślubnego powinna być naprawdę lepiej wynagradzana – gdy dla przykładu porównamy, ile w Polsce wydaje się na samo jedzenie na weselu – które i tak się zmarnuje – oraz na zdjęcia, które jednak zostają z ludźmi już do końca życia... to są kompletnie nieadekwatne do siebie stawki. Głównym problemem jest więc to, że Polacy nie potrafią się wyceniać.

Nie potrafią też zrobić najprostszych kalkulacji – a gdy chce się działać profesjonalnie w branży ślubnej, to jednak trzeba kupić komputer, monitor, aparaty i obiektywy. Poza tym sprzęt też się starzeje, trzeba go wymieniać co kilka lat, świetnie byłoby go również ubezpieczyć. O dostępności do galerii online oraz innych gadżetach już nawet nie będę wspominał... to są ogromne ilości pieniędzy.

No i inwestuje się te ogromne pieniądze w sprzęt oraz masę przygotowań, kursy i szkolenia, ale za samą usługę dostaje się już bardzo mało. Kompletnie nie myśli się też pod takim kątem, że to jednak powinny być takie zarobki, które umożliwiłyby przykładowo zakup samochodu, domu, wyżywienie rodziny...

fot. Tomasz Tołłoczko

➡ A jak myślisz skąd się bierze ta skromność wśród polskich przedsiębiorców? 

To nie jest skromność, to jest głupota. Jesteśmy nauczeni, że wszystko powinno być tanie – że powinniśmy kusić klienta tylko ceną, bo jak coś jest tańsze, to na pewno więcej osób się na to złapie. Ten problem zaczyna się już na poziomie edukacji w szkole; mnie przynajmniej nikt nie nauczył takich podstawowych zasad ekonomii... I na domiar złego, wielu usługodawcom „na etacie" wydaje się też, że jak sobie dorobią do budżetu 3 tysiące złotych na weekendowym ślubie, to zarobią „świetne pieniądze”...

A wracając do pytania głównego, czy każdy może zostać fotografem ślubnym... Tak – bo zasadniczo nie wszystkim ludziom zależy na dobrych jakościowo zdjęciach. Jest bardzo duże grono klientów bez gustu, którzy w ogóle nie mają potrzeby, żeby te zdjęcia były jakoś specjalnie wyjątkowe. Bo zwykle na samej uroczystości też takim ludziom nie zależy – ponieważ biorą przykładowo ślub kościelny dla babci ;)

I znam oczywiście takie osoby z branży, których zdjęcia są po prostu kiepskie: nie ma tam szczególnych emocji, to czysta masówka – i oni realizują przykładowo 40 ślubów rocznie, podczas gdy ja robię ich maksymalnie 15-20. Tacy przedsiębiorcy zarabiają oczywiście więcej niż ja, ale absolutnie nie mam im tego za złe – dla każdego jest miejsce na rynku pracy i skoro oni znajdują klientów na tego rodzaju zdjęcia, to na zdrowie dla nich!

„ (...) jesteśmy nauczeni, że wszystko powinno być tanie – że powinniśmy kusić klienta tylko ceną, bo jak coś jest tańsze, to na pewno więcej osób się na to złapie. Ten problem zaczyna się już na poziomie edukacji w szkole (...)” - T. Tołłoczko

Ja natomiast mam trochę inne priorytety i na szczęście trafiam na bardzo fajnych klientów, więc nie mogę narzekać. Ze zdecydowaną większością par, które fotografuję, mam super kontakt i podobny flow – dużo z nich potem też do mnie wraca, a czasem nawet się zaprzyjaźniamy.

➡ Jakie 3 złote rady dałbyś osobom, które dopiero co wchodzą na rynek ślubny?

Podstawa to dobra strona internetowa. I nie ważne, że ma się Instagrama czy inne konta w social mediach, bo prawda jest taka, że po prostu dużo łatwiej jest wyszukać kogoś właśnie przez stronę. Ostatnio słuchałem na ten temat wykładu Kamila Kozińskiego – i to jest absolutna podstawa, żeby w ogóle wejść na rynek.

Po drugie – robić dużo zdjęć. Ludzie narzekają, że nie mają portfolio, a jego stworzenie jest przecież naprawdę bardzo proste – wystarczy na początek poprosić znajomych, żeby przypozowali. Nie ma się co ograniczać i szukać na siłę wymówek. 

Po trzecie, trzeba też usiąść i policzyć, ile nas to wszystko będzie kosztować, a potem pomyśleć nad wyceną swoich usług – żeby się nie zmęczyć i za wcześnie nie wypalić. Ja sam w pewnym momencie mocno podniosłem stawki – właśnie wtedy, gdy robiłem 30 ślubów rocznie i uznałem, że to jest bezsensu i że przestaję być kreatywny.

I na koniec – jak patrzę na wszystkich znajomych fotografów ślubnych, którzy odnieśli większy sukces w branży, to są to po prostu ludzie, którzy są pewni siebie. Więc jeśli tej pewności brakuje, jeżeli myślimy, że nic nie umiemy i tak dalej – to ciężko będzie nam dojść do czegoś w życiu.  

Najważniejsze to po prostu robić, a potem się martwić, jak to zostało zrobione. Wśród nas, fotografów, jest mnóstwo perfekcjonistów, ale dużo ważniejsze jest to, żeby ten materiał po prostu bezpiecznie dowieść do domu i finalnie oddać go potem klientowi. On i tak nigdy nie będzie tak idealny jak w naszych głowach – jednak wciąż wielu fotografów nie potrafi tego zrozumieć.

➡ Bo nie ufają sobie...

Nie wiem czy to jest rzeczywiście kwestia braku zaufania, czy po prostu ta zewnętrzna presja, że „musi być idealnie" i że nie można sobie odpuszczać...

Ja zawsze uświadamiam swoich klientów w jaki sposób pracuję – pokazuję im moje portfolio, tłumaczę jak fotografuję oraz wyjaśniam dlaczego moje zdjęcia wyglądają właśnie tak, a nie inaczej. I co z tego, że inni fotografowie się ze mnie śmieją, że jak np. błyskam, to według nich te zdjęcia wyglądają jak „nieudane kadry" z lat 90-tych – ale to jest właśnie mój styl, ja w ten sposób pracuję i to mi się podoba. Jeśli natomiast nie podoba się to moim potencjalnym klientom – to mnie po prostu nie wybierają. I wówczas wszyscy mamy mniej problemów :)

„(...) jak patrzę na wszystkich znajomych fotografów ślubnych, którzy odnieśli większy sukces w branży, to są to po prostu ludzie, którzy są pewni siebie. Więc jeśli tej pewności brakuje, jeżeli myślimy, że nic nie umiemy i tak dalej – to ciężko będzie nam dojść do czegoś w życiu. Najważniejsze to po prostu robić, a potem się martwić, jak to zostało zrobione (...)” - T. Tołłoczko

Udało mi się na przestrzeni lat zbudować właśnie tę pewność siebie – taką samoświadomość, że dokładnie wiem, dlaczego działam w taki, a nie inny sposób – nie można pracować wbrew sobie i uginać się pod naporem jakiś zewnętrznych próśb i oczekiwań. 

W dawnej szkole zabrakło więc nie tylko podstaw z ekonomii, ale również przedmiotów z psychologii – mam wrażenie, że nauczyciele z przeszłości rozmiłowali się w takim... zgniataniu człowieka. To są właśnie takie nasze narodowe ułomności. Choć nie tylko nasze, bo za granicą bywa podobnie... I jest to coś, co trzeba sobie samemu przerobić i zmierzyć się z tym na własną rękę.

➡ Jakie są Twoje ulubione ogniskowe? 

To się ciągle zmienia – oczywiście moją „pierwszą ogniskową” była 50-tka, na której uczyłem się po prostu robić zdjęcia. Jednocześnie pożyczałem też wtedy 35 mm i szybko się zorientowałem, że wolę jednak szersze kadry. 

➡ Mówi się, że obiektyw 35 mm to jest właśnie taki standard ślubny – zgodzisz się z tym stwierdzeniem?

Myślę, że to jest w ogóle taki uniwersalny standard fotograficzny. Jednak im dłużej z nim działam, tym więcej zauważam... „niedogodności”. Bo z jednej strony gwarantuje on filmowe kadry i szerokie plany – szczególnie te jasne 35-tki są super, bo dodatkowo zapewniają małą głębię ostrości – ale wymaga także od fotografa bliskiego podejścia. Od niedawna zacząłem też ponownie fotografować 50-tką i dużo z tych kadrów jest ciekawych w sensie spójności i zamknięcia kompozycji.

U mnie się to zmienia, bo nie lubię, gdy ciągle jest tak samo: więc najpierw były ogniskowe 35 mm i 85 mm, później doszło 24 mm, a jeszcze później 14-24 mm – ten ostatni zakres to jest mój obiektyw parkietowy, ale fotografuję nim także wnętrza, bo zapewnia inną i ciekawą perspektywę. Teraz jednak przede wszystkim używam 50-tki... i tak samo jak kiedyś wszystko fotografowałem na przysłonie f/1.4, tak teraz zmieniam, poszukuję... już trochę przestały mi się podobać zdjęcia na otwartych przysłonach, ciężko mi coś oryginalnego zrobić przy takiej jasności obiektywu – a gdy go przymknę, to mam szansę stworzyć coś zupełnie nowego. 

Mam też obiektyw typu tilt-shift 50 mm oraz kilka 7Artisanów dla różnych efektów. To, w jaki sposób rysują te obiektywy, mocno odróżnia się oczywiście „od standardu" i czasem trudno połączyć takie różne estetyki w ramach jakiegoś cyklu – ale i tak po nie sięgam. Co prawda nie mam swojego ulubionego analogowego szkła, ale za to uwielbiam sięgać po analogowe aparaty tak w ogóle – choć bardziej dla siebie niż do projektów komercyjnych. Analog wymusza na nas zwolnienie oraz dużo więcej myślenia o tym, jak to konkretne zdjęcie zrobić – i to wszystko bardzo sobie cenię.

fot. Tomasz Tołłoczko

➡ Czy analogowy epizod w Twoim życiu miał jakiś istotny wpływ na Twoją twórczość?

Na pewno tak, obcowanie z filmem dużo zmieniło – od początku dążę do tego, żeby moje fotografie miały jednak w sobie ten „analogowy pierwiastek”. I wcale nie uważam, że współczesne aparaty – wyposażone w świetne autofocusy, śledzenie oka oraz inne bajery – że one robią wszystko za nas, bo to nieprawda. Jesteśmy w pełni odpowiedzialni za kadry, które tworzymy!

Jednak główna przewaga cyfry nad analogiem jest taka, że jeśli przykładowo chcę, żeby osoba na fotografii tradycyjnej miała na pewno otwarte oczy, to muszę to na niej trochę wymusić. A na cyfrze zrobię tych zdjęć kilkadziesiąt i nie muszę w żaden sposób angażować modela, bo któreś ze zdjęć na pewno wyjdzie.

W ogóle mamy teraz bardzo duży powrót do fotografii analogowej, co jest bardzo fajne i myślę, że zatoczyliśmy właśnie takie koło. Ten powrót do analogów wynika też z tego, że obecnie fotografia jest taka idealna, doszlifowana, przewidywalna – prosta, tak po prostu. No i wracamy do czegoś co jest trudne i nieprzewidywalne, a więc interesujące – bo często przy okazji tworzenia zdjęć analogowych zdarzają się przecież różne potknięcia, które wpływają na ogólny charakter wizualny fotografii, a na koniec tworzą coś absolutnie pięknego i przypadkowego, czego sztuczna inteligencja – no właśnie! – nie stworzy. 

➡ Jak przebiega rekonwalescencja fotografa ślubnego po sezonie? Jak się psychicznie regenerujesz? Masz na to jakieś swoje sposoby?

To są bardzo ważne pytania...

Fotografia ślubna zrobiła się dla mnie ciężka przede wszystkim z tego powodu, że jestem aktualnie w trakcie rozwodu. Mam też trójkę dzieci i to wszystko jest trudne emocjonalnie. W tym momencie oglądanie ludzi, którzy się kochają, jest dla mnie jakimś kompletnym dysonansem – to bardzo bolesne doświadczenie.

W ostatnich latach tego resetu dla głowy i ciała było w moim przypadku zdecydowanie za mało. Trudność tej pracy polega też na tym, że jest sezonowa – są momenty, gdy pracy przez chwilę nie ma, a potem jest jej nawet za dużo i ciężko to jakoś sensownie wybalansować.

Coś, co psychicznie pomogło mi przetrwać zeszły rok i co aktualnie staram się też wdrażać na co dzień, to jest jak najczęstsza powtarzalność. Bez względu na to, czy robię czy nie robię w danym dniu wesela, to ustawiam sobie budzik na 7:00 rano i wstaję – rutyna oraz idąca z nią w parze przewidywalność są niesamowicie potrzebne w życiu. To samo tyczy się pracy – choć wielu fotografów nadal ma problem z wyznaczeniem sobie konkretnych godzin pracy przy komputerze, a potem siedzi i nadrabia po nocach...

fot. Tomasz Tołłoczko

Warto też na jakiś czas odłożyć aparat i przestać myśleć schematami wyrobionymi przez cały rok. To jest naturalne dla człowieka, że po jakimś czasie wpada w pułapkę monotonii – dlatego poza sezonem staram się myśleć kreatywnie i fotografować przede wszystkim dla siebie. Skupiam się wtedy na eksperymentowaniu i myśleniu o tym, co tak naprawdę podoba mi się w fotografii. 

Oczywiście nie zawsze tak było... tej rutyny i czasu dla siebie brakowało, dlatego też mocno się to na mnie odbiło. Depresja jest chorobą naszych czasów i na dodatek bardzo podstępną – tak wiele osób cierpiących jest przecież postrzeganych jako te, które są zadowolone z życia. Ja sam siebie też tak postrzegałem i ta choroba dotknęła mnie w taki sposób, jakiego nigdy bym się nie spodziewał – spowodowała we mnie duże zniszczenia, kompletny brak energii do pracy, zero skupienia, brak snu...

„(...) rutyna oraz idąca z nią w parze przewidywalność są niesamowicie potrzebne w życiu. To samo tyczy się pracy – choć wielu fotografów nadal ma problem z wyznaczeniem sobie konkretnych godzin pracy przy komputerze, a potem siedzi i nadrabia po nocach (...)” - T. Tołłoczko

O swoją fizyczność też trzeba dbać, bo jednak zlecenia ślubne wymuszają na fotografie bycie w dobrej kondycji. Bieganie, siłownia – trzeba robić cokolwiek, żeby utrzymać to ciało w ryzach. Bycie w formie też dobrze wpływa na psychikę, a o głowę, jak już zresztą wspominałem, dbać trzeba – bo trafi się zły klient, albo coś w życiu prywatnym pójdzie nie tak i potem wszystko leci jak łeb na szyję... i ciężko się z tego otrząsnąć. 

Nie jestem raczej najlepszym przykładem, który powinien mówić o tym, jak sobie z tym wszystkim poradzić... choć nadal tutaj jestem. Pracuję, robię to, co lubię i dbam o swoich bliskich. 

➡ Myślę, że już sam fakt, że się tutaj spotkaliśmy i mieliśmy szansę o tym porozmawiać świadczy o tym, że dajesz radę. I że chcesz dawać radę! 

Ten proces, zdrowienie... myślę, że jest to bardzo indywidualne. Niektórzy zapewne powinni się zatrzymać i spojrzeć na wszystko z boku – bo życie zazwyczaj nie jest takie, jak byśmy chcieli... nie da się też napisać książki o tym „jak żyć” – ale to, co mogę powiedzieć na własnym przykładzie, to to, że czasem naprawdę trzeba odpuścić.

To jest najtrudniejsza rzecz w życiu – żeby znaleźć w sobie motywację i podnieść się rano z tego łóżka. Nie powiem niestety, gdzie jej szukać, bo każdy z nas musi ją odnaleźć samodzielnie... czasem warto też skorzystać z pomocy specjalisty i wspólnie z nim zastanowić się nad przyczyną tej całej sytuacji.

I ja daję sobie tę przestrzeń, odpuszczam – a w konsekwencji tego coś tracę, to oczywiste – ale przez lata pracy sobie nie odpuszczałem, nie odmawiałem żadnych zleceń, no i się stało, co się stało. Dlatego balans – zarówno w życiu, jak i fotografii – to słowo klucz. I dla każdego będzie on oznaczał co innego...

 ➡ Bardzo dziękuję za rozmowę.

fot. Tomasz Tołłoczko

Wywiad z Tomaszem Tołłoczko przeprowadziła Justyna Miodońska

Wszystkie fotografie zawarte w artykule są autorstwa Tomasza Tołłoczki. Kopiowanie oraz rozpowszechnianie fotografii bez zgody autora jest surowo zabronione. 

Sprawdź nasze inne inspirujące wywiady:

➡ „Szukam Natchnień. Lubię nasiąkać Pięknem”. O sztuce łapania chwil ulotnych rozmawiamy z fotografem Adamem Trzcionką

➡ Biznesowe ABC – o tym, jak w zgodzie ze sobą podbijać rynek fotografii użytkowej rozmawiamy z Margo Słowik

➡ Początki pracy ze światłem błyskowym. Wywiad z fotografem Michałem Leją!

Najnowsze

Zostań naszym stałym czytelnikiem

Bądź na bieżąco z nowościami foto-wideo, inspiruj się wybitnymi twórcami, korzystaj z praktycznych porad specjalistów.

Poinformujemy Cię o super promocjach, interesujących kursach i warsztatach.