Malarski workflow Gosi Jurasz – wywiad z fotografką

Justyna Miodońska • 28 grudnia 2023 • 19 min

Ilu z nas chowa swoje fotograficzne prace do przysłowiowej „szuflady" i nie pozwala światu zapoznać się ze swoją twórczością? Czasem jednak warto zaryzykować i uwierzyć w swój talent, czego naocznym dowodem jest zjawiskowe portfolio bohaterki niniejszego wywiadu – Gosi Jurasz – ambasadorki marki Pentax oraz przede wszystkim mistrzyni dziecięcych portretów, które na długo zapadają w pamięć. W jaki sposób zawalczyć o swoje marzenia, gdzie szukać inspiracji oraz jak radzić sobie z hejtem w sieci? Odpowiedzi na te wszystkie pytania znajdziecie w naszym wywiadzie z fotografką!

Malarski workflow Gosi Jurasz – wywiad z fotografką
Spis treści:

Wywiad z Gosią Jurasz

➡ Opowiesz mi o swoich początkach?

Przez pierwsze lata fotografowania nie byłam w stanie nazywać się fotografką. Teraz jest już inaczej, ale na początku wstydziłam się mówić o sobie w ten sposób. Zawsze gdzieś tam z tyłu głowy miałam myśl, że przecież „są lepsi”. Ktoś po studiach, z własnym zakładem fotograficznym... a ja? Byłam po prostu mamą – robiącą zdjęcia dzieciom – bez wykształcenia stricte fotograficznego, przede wszystkim samouk

➡ Czy na początku Twojej fotograficznej działalności przyswojenie podstawowej wiedzy przyszło Ci z łatwością?

Absolutnie nie – to był bardzo długi proces samouczenia się, który zasadniczo trwa do dziś. Zaczynałam 17 lat temu – ale wówczas kompletnie nie postrzegałam fotografii jako potencjalnego źródła zarobku. Nie zakładałam z góry, że to musi koniecznie stać się moim sposobem na życie. Raczej skupiałam się wtedy przede wszystkim na rozwijaniu warsztatu i miałam z tego tak po prostu satysfakcję. Nie wywierałam na sobie presji – że muszę zarabiać. Miałam więc tę wolność tworzenia, a fotografia była to dla mnie tylko i wyłącznie przyjemnością. 

Moje początki... Jak to zazwyczaj wśród mam-fotografek bywa, zaczynałam od fotografowania swoich córek. Najpierw były to kompletnie prywatne zdjęcia, dopiero z czasem odważyłam się na to, żeby ujawnić się w Internecie. Trafiałam na bardzo różne portale dla fotografów, dedykowane różnym fotograficznym dziedzinom – nie tylko portretom. I to właśnie w sieci dosłownie otwarły się mi oczy na to, za co ceni się fotografów i czym są tak naprawdę dobre zdjęcia.

A gdzie obecnie najlepiej publikować zdjęcia w Internecie?

Zawsze uważałam i uważać będę, że nie należy publikować swoich prac tylko i wyłącznie na Facebooku i na Instagramie, a raczej w miejscach, w których możemy liczyć na konstruktywną lekcję. Ja takową otrzymałam na portalu PLFOTO – wtedy, gdy był on ówcześnie „na topie". Jest też oczywiście bardzo dużo dobrych zagranicznych portali – takich jak np. 35photo.pro lub 500 px – których nadal jestem aktualną użytkowniczką. Znajdziemy tam wiele jakościowej, naprawdę wysokiej klasy fotografii z każdego zakątka świata – w również tym z Polski.  

Fot. Gosia Jurasz

Uważam, że „wygląd" mojej obecnej fotografii wiele zawdzięcza właśnie tym portalom. Dały mi one możliwość konfrontacji z „innym spojrzeniem" oraz wniosły wiele inspiracji do mojej twórczości. Ale tak jak mówiłam już wcześniej – cały czas uczę się fotografować. Uważam, że każdy fotograf-artysta jest w nieustannym procesie, bo powinien ciągle dopasowywać się do zapotrzebowania swoich odbiorców... mody, trendów. Współcześnie coraz więcej osób fotografuje, a jeśli ktoś chce być rozpoznawalny, to taki fotograf musi po prostu się podobać większości i trochę też ewoluować z duchem czasu...

Ja mam jednak nieodparte wrażenie, że Twoje fotografie są całkiem ponadczasowe i kompletnie niezależne od popularnych, tymczasowych nurtów, o których wspominałaś... Powiem więcej: gdy patrzę na Twoich dziecięcych modeli, to wcale nie odnoszę wrażenia, że oni są „w przebraniu" – dla mnie nie ma tam cienia fałszu.

Jestem wielką miłośniczką historii, zachwycam się m.in. modą z dawnych lat, a szczególnie tą przedwojenną. Bardzo dużo czytam też o życiu i zwyczajach „tamtych ludzi", a potem dosłownie przenoszę się tam z moją fotografią. Zawsze kochałam oglądać stare filmy, zdjęcia, malowane obrazy... wszystko więc w mojej twórczości kręci się właśnie wokół tego magicznego słowa „przeszłość". I ona jest też żywa we mnie samej – bardzo cenię sobie to, z jaką czułością i pietyzmem wykonywano kiedyś najprostsze przedmioty, z pełną dbałością o jakość i szczegóły.

Zawsze tłumaczę moim dzieciom, że teraz rzeczy są „tylko na chwilę", że w sklepach mamy tysiące takich samych produktów, których raczej nie będziemy chcieć przekazać z pokolenia na pokolenie – kiedyś jednak wyglądało to zupełnie inaczej; dbało się o przedmioty i to były takie wielopokoleniowe „cacka". I te rzeczy właśnie, one są dla mnie takim symbolem bycia ponad czasem – bo one odbyły jakąś swoją podróż, aż do teraz, a jednocześnie pozwoliły przetrwać zawartemu w nich „duchowi czasu" – i ja również staram się go umieścić na swoich fotografiach. 

Nie bez znaczenia jest też fakt, że urodziłam się w Krakowie, właśnie na Starym Mieście, wśród starych i odrapanych kamienic – tym naznaczone było moje dzieciństwo. I gdzieś ta aura Krakowa z przeszłości, również przedwojennego, przenika moje prace. W ogóle niesamowita elegancja panowała wtedy na ulicach, nawet biedniejsi ludzie potrafili się wówczas ubrać elegancko... i mój zachwyt nad tym, co pochodzi z przeszłości, stanowi właśnie taką fotograficzną podszewkę każdego pomysłu. Staram się, żeby moi modele byli „żywcem wyjęci" z takich starych kadrów... i jestem przekonana, że w przyszłości, siłą tych ujęć będzie fakt, że nikt nie będzie w stanie stwierdzić, kiedy dokładnie zostały one wykonane.

Fot. Gosia Jurasz

Nieodłącznym motywem towarzyszącym mojej twórczości jest też element niedoskonałości – ona także jednoznacznie kojarzy się mi z przeszłością, z czymś nadszarpniętym upływem czasu. Współcześnie fotografia zwariowała na punkcie doskonałości – na rynku mamy super ostre obiektywy, super szybkie aparaty... ale ja za tym na ślepo nie podążam, jest to dla mnie kompletnie nienaturalne. Zdecydowanie bliższa jest mi fotografia analogowa wraz ze wszystkimi swoimi niedoskonałościami, w tym właśnie technicznymi.

Spróbujmy porozmawiać o aspektach psychologicznych Twoich dziecięcych modeli. Dzieci fotografowane przez Ciebie „bywają" uśmiechnięte, ale raczej nie są roześmiane. Chyba nawet nie masz w portfolio takiego ujęcia. To nie jest oczywiście przytyk, a raczej walor Twoich prac, ta ciągłość wizualna – konsekwencja w kierowaniu emocjami modela. Skąd ten cały wachlarz różnych emocjonalności na tych dziecięcych twarzach?

Traktuję swoje zdjęcia jak stopklatki z filmów i bardzo inspiruje mnie to, w jaki sposób praca kamery, na przykład jej najazdy, mogą podkreślać emocjonalność aktorów – głównie ich spojrzeń. I zależy mi na tym, żeby przenieść ten rodzaj przedstawiania bohaterów na własne kadry – oraz własnych aktorów, czyli dzieci. Ten aspekt „grania" jest tutaj bardzo istotny. 

A to ciekawe – bo ja jako obserwatorka Twoich fotografii, absolutnie nie mam wrażenia, że te dzieciaki grają. One są dla mnie autentyczne i prawdziwe. I ta „fotograficzna prawda" – według mnie – nie polega wcale na tym, żeby pokazywać właśnie „dzieci szczęśliwe" – czyli domniemanie uśmiechnięte.

To, co mówię do tych dzieci i w jaki sposób komunikuję się z moimi małymi modelami, ma niebagatelne znaczenie. Dla mnie taka sesja to przede wszystkim nie jest czas, w którym ja mam zadowolić rodzica – tylko siebie i moje własne pokłady oczekiwań względem zdjęć, które wykonuję – oraz oczekiwania tego dziecka. Nie traktuję dzieci przedmiotowo, nie mówię „proszę tutaj stanąć, proszę zrobić taką minę, proszę się uśmiechnąć" – uważam, że te wymuszone uśmiechy, na komendę, są kompletnie nieprawdziwe.

Czasem się oczywiście zdarza, że powiem „uśmiechnij się dla babci" – i wtedy takie dziecko rzeczywiście się dla niej uśmiecha, a jego wyraz twarzy jest już dla mnie trochę mniej sztuczny. Jednak ludzie mają przecież tyle innych emocji do zaproponowania na zdjęciu i zmuszanie dzieci do uśmiechu jest dla mnie czymś kompletnie pomylonym. „Dziecko powinno się uśmiechać!" – ale dlaczego? Ja nigdy tego nie rozumiałam – dziecko, tak samo jak osoba dorosła, ma różne emocje – może być zdziwione, zażenowane, zdenerwowane... 

A jak nauczyłaś się rozmawiać z dziećmi? Czy jest to trudne, tak pokierować małego modela, żeby osiągnąć dokładnie to, czego oczekujesz?

Myślę, że moje doświadczenia z okresu macierzyństwa odegrały tutaj ogromną rolę. U mnie w domu zawsze było dużo dzieci – śmieję się, że był to „dom otwarty" i często bawiliśmy się „w sesje" – wszystkim się to zawsze bardzo podobało, miło spędzaliśmy czas... i naprawdę bardzo dużo wtedy rozmawialiśmy.

Tematy moich rozmów z dziećmi są raczej dość błahe z punktu widzenia dorosłego – rozmawiamy o szkole, codzienności, ich ulubionych zwierzątkach – a gdy dzieci opowiadają, ja wyłapuję ich miny. Zawsze też pokazuję im jak wyszły na zdjęciach, tak aby interakcja między nami była ciągle żywa. 

Fot. Gosia Jurasz

Staram się, żeby każda sesja była też dla dzieciaków przyjemnością i po prostu dobrą zabawą; żeby to nie było „coś na siłę" – rodzice mi często wspominają po sesjach, że ich dzieci „bardzo lubią tę ciocię Gosię" i są to dla mnie naprawdę wspaniałe momenty... Mam też to szczęście, że trafiam na rodziców bardzo otwartych, którzy pozwalają mi publikować efekty wspólnej pracy z dziećmi w Internecie – i to również pozwoliło się mi wybić.

Wielu z moich klientów jest naprawdę pozytywnie zaskoczonych faktem, że ich dzieci mogą mieć taką mimikę. Oczywiście zdarzały się też komentarze, że dzieci wyglądają zbyt poważnie, a nawet staro; wiele jednak zależy od podejścia rodziców oraz zrozumienia pewnej konwencji fotograficznej, w którą wpisuję ich pociechę – to wymaga otwartości umysłu i pewnej dozy wrażliwości... 

Gdy zaczynałam pojawiać się ze swoimi zdjęciami w sieci, bardzo mało twórców publikowało wtedy fotografie stricte dziecięcą – raczej pozowali dorośli modele, a wiadomo, że dorosłym pozwala się na więcej – w tym na pokazywanie trudnych emocji. Myślę, że skupiłam na sobie uwagę innych fotografów w momencie, gdy przeniosłam te „dojrzałe" emocje dorosłych na twarz dziecka – wówczas zaczęłam być zauważalna.

Cofając się wstecz, te 17 lat temu, moje fotografie były w jakiś sposób innowacyjne – bo nie robiłam zdjęć przedszkolakom na radosnych i kolorowych tłach, a zamiast tego zamieniałam je w „małe hrabianki" lub powstańców; te fotografie wywoływały oczywiście czasem bardzo skrajne emocje – ale na pewno nie były infantylne i po prostu „miłe dla oka". I znów wracamy do tego aspektu teatralnego oraz zaangażowania dziecka w swoją rolę, zupełnie jak na planie filmowym. Nie ma w tym nic złego – ten „fotograficzny" smutek nie musi być przecież prawdziwy – stanowi raczej formę refleksji...

Jak się patrzy na kolorystykę Twoich prac, to ma się nieodparte wrażenie, że one są właśnie takie lekko zakurzone i zabrudzone, że ta saturacja barw jest mocno ograniczona, a rozkład światłocienia spokojny, zgaszony, tonalny. I są to cechy wspólne dla całego portfolio.

Wiadomo, że na początku wcale nie dążyłam do spójności estetycznej, nie to było moi celem. Nauka polega na wędrowaniu różnymi ścieżkami, a więc eksperymentowałam. Jednak od samego początku wiedziałam, że na pewno moje prace nie powinny być chaotyczne – od zawsze więc „gaszę" kolory i staram się wyeliminować z ujęcia dominantę jakiejś pojedynczej barwy – zdarza się oczywiście, że wybieram kolor wiodący, ale on i tak musi współgrać harmonijnie z tymi pozostałymi... 

Uważam, że można powiedzieć o moich fotografiach, że są minimalistyczne – w kontekście tego, jak w ogóle zostały wykonane oraz tego, jak wygląda model w kadrze. Cały proces fotograficzny ogranicza się tylko i wyłącznie do mojej własnej pracy – wszystko tak naprawdę robię sama; począwszy od stylizacji dzieci, ułożenia ich włosów, doboru dodatków. Zdjęcia też oczywiście sama wykonuję, sama nawet trzymam sobie blendę! Jestem więc jak perpetuum mobile, jedna jedyna w tym wszystkim.

Samodzielnie też wykonuję selekcję, a potem konfrontuję się z gustami innych – znów na profesjonalnych portalach internetowych, gdzie ceni się przede wszystkim indywidualizm. Tego się tam właśnie nauczyłam: że fotografa nie powinno się oceniać po jednym zdjęciu, tylko na podstawie całości portfolio – jeśli mamy w portfolio ciągłość wizualną, wypracowany styl, coś charakterystycznego i nie do podrobienia, to musi ono niewątpliwie należeć do prawdziwego artysty. 

Fot. Gosia Jurasz

Obiektywizm w kontekście oceniania czyjejś twórczości też jest ważny – dlatego komentowanie pojedynczych fotografii nie jest dobre; sama nigdy tego nie robię, żeby kogoś po prostu nie skrzywdzić. Staram się zawsze spojrzeć na danego artystę całościowo, świadoma całej jego twórczości.

Uczestniczyłam w wielu dyskusjach dotyczących tego, dlaczego komuś nie podobają się moje zdjęcia – i właśnie w takich momentach, na pytanie „dlaczego to dziecko się nie uśmiecha?" odsyłałam taką osobę do mojej całej galerii – udało mi się na przestrzeni tych kilku lat wypracować własny styl i te zdjęcia po prostu do siebie pasują. 

➡ Jeśli chodzi o proces postprodukcyjny w przypadku fotografii, to oczywiście zdania fotografów są podzielone; niektórzy nie znoszą obróbki i uważają ją za wtręt, z kolei dla innych jest to element integralny, prymarny. A jak to wygląda u Ciebie?

Ja uważam się za fotografika – z naciskiem na słowo grafik – i nie zamierzam ukrywać tego, że kocham oprawę graficzną fotografii. Obróbka jest moim znakiem rozpoznawczym, bo wpływa na „efekt końcowy" oraz kształtuje mój niepowtarzalny styl. I ja to uwielbiam, uwielbiam być indywiduum.

Posiadanie własnego stylu jest czymś, za co zawsze podziwiałam profesjonalistów; nie zazdrościłam im ostrych obiektywów czy też dostępności do najnowszych modeli aparatów; podziwiałam ich zauważalny styl – ktoś taki nie musi się nawet podpisywać, bo wiadomo, do kogo należy dana fotografia. I nawet jeśli jakiś artysta robi rzeczy kompletnie nie w mojej stylistyce, ale jest on konsekwentny i spójny – to ja i tak cenie go właśnie za ten styl. 

Wiem, że nie możesz tutaj zdradzić wszystkich tajników swojej pracy – od tego jest przestrzeń warsztatowa.  Ale czy mogłabyś wskazać jakieś podstawowe narzędzia, których używasz, żeby osiągnąć właśnie ten malarski efekt? Czym w ogóle jest ta malarskość dla Ciebie?

Ta cecha – malarskość – wynika z samego podejścia do realizacji zdjęć. Zawsze dążę do tego, żeby kadr był tak miękki, jak tylko się da. Kluczową rolę odgrywają tutaj oczywiście bardzo małe wartości przysłony. Wypracowałam sobie swój workflow, w którym zawiera się między innymi technika łączenia kliku zdjęć w jedną całość, bardzo bliskie podchodzenie do modela z otwartą przysłoną oraz oczywiście określone źródło światła padające na twarz – pracuję ze światłem dziennym – a potem już sama obróbka.

Dla mnie surowe ujęcia są swoistym materiałem do obróbki – tak je właśnie traktuję – nie jako gotowe fotografie, a raczej etap przejściowy. Każde zdjęcie to jest kilka godzin pracy, indywidualnie dobieram narzędzia, kolorystykę... i nie robię tego automatycznie, absolutnie nie! 

Wiadomo, że inspiruję się również innymi artystami – ich porady fotograficzne są dla mnie bardzo cenne i zawsze wyszukuję ludzi, którzy chcą się dzielić swoją wiedzą, a potem wdrażam ich metody na swój własny sposób we własnej twórczości.

Fot. Gosia Jurasz

W mojej fotografii musi być też „element analogowy" – czyli coś takiego, co momentalnie spowoduje skojarzenie z fotografią z dawnych lat – na przykład postprodukcyjny efekt matów, który uzyskuję w programie do obróbki. W moich zdjęciach brakuje nadmiernych czerni, są one celowo przeze mnie zmatowione.

Staram się także podkreślić rysy twarzy moich modeli. Ja nie retuszuję zdjęć w tym sensie, że pozbawiam pozujące mi osoby faktury twarzy; dbam natomiast o tę miękkość fakturalną już od samego początku – bazą dla mnie jest wartość przysłony oraz otrzymane dzięki niej miękkie zdjęcie, z którego wydobywam różne elementy twarzy. Jeśli przykładowo dzieci mają delikatne zmarszczki pod oczami, to ja ich nie usuwam, nie wygładzam ich, tylko paradoksalnie je podkreślam – na swój indywidualny sposób.

Pracuję głównie w Photoshopie, wszelkiego rodzaju pędzlami i dosłownie niczym malarz kreślę nimi po twarzy moich modeli. Praca z kolorem selektywnym, balansem bieli i kolorów, krzywymi, poziomami... to wszystko są narzędzia, które ostatecznie doprowadzają mnie do satysfakcjonującego efektu. Nie tworzę natomiast akcji w Photoshopie – raz jeszcze powtórzę, że nic nie dzieje się u mnie automatycznie, a do każdego zdjęcie podchodzę indywidualnie. I nawet po obróbce, nie są to kadry doskonałe. Paradoksalnie, nadal widać, że ingerował w nie tylko człowiek, a nie na przykład sztuczna inteligencja. Moje zdjęcia są perfekcyjne w swojej nieperfekcyjności i będę się tego zdania trzymać!

Nie podoba mi się fotografia współczesna, z naszych czasów – taka na wskroś przefiltrowana; zasadniczo taka sama – bo te filtry i retusz robią z tych wszystkich modeli perfekcyjnie identyczne osoby, pozbawione ludzkich, naturalnych rysów – i gdzie są te osoby? Ja ich nie zauważam na ulicach. Nie ma ich. A mnie jednak zależy na tym, żeby moi modele, pomimo obróbki, byli rozpoznawalni.

Czyli nie podporządkowałabyś swojej fotografii kategorii Fine Art?
 

Absolutnie nie. Na pewno coś z niej zapożyczyłam – ale jednak bliżej mi do niedoskonałości, a to się trochę „gryzie" z ideą fine artu. 

Pomówmy o etapie preprodukcyjnym, z naciskiem na optykę marki Pentax. Co jest takiego wyjątkowego w tych obiektywach, że zdecydowałaś się rozwijać swoją twórczość właśnie z tą marką?

Dostrzegam w tym sprzęcie niezwykłą dbałość o jakość. Jest w nim taka jakaś nieuchwytność, podobieństwo do rysowania światła na wzór obiektywów analogowych – ten klimat jest już obecny w wyjściowym obrazku, nie muszę go nawet preparować w postprodukcji. Uwielbiam tę rozjeżdżającą się ostrość charakterystyczną dla szkieł analogowych i kompletnie nie podoba się mi współczesna definicja „idealnej ostrości". 

Obiektywy Pentaxa to wspaniała plastyka, mięciutki bokeh, przepiękne bliki w światłach – coś niepowtarzalnego. Pentax mnie też nigdy nie zawiódł; całe lata używałam jednego korpusu i wykonałam nim tysiące, naprawdę tysiące zdjęć i nigdy się nie zepsuł.

Fot. Gosia Jurasz

Nie jestem typem fotografki, która potrzebuje super szybkiego sprzętu – to nie moja dziedzina, więc trudno też porównywać mi Pentaxa do innych marek, nie mam punktu odniesienia we własnych doświadczeniach. Nie mniej jednak dla moich potrzeb jest to marka idealna i nie chce się z nią rozstawiać. Od wielu lat ludzie zachwycają się moją fotografią i jestem „na topie" w swojej portretowej kategorii – i chcę nadal być w swoim „topie" razem z marką Pentax, a nie z żadną inną. 

Obawiasz się tego, że sztuczna inteligencja mocno namiesza na rynku artystycznym?
 

Dla mnie jej twory dążą do doskonałości – czyli mamy kompletnie odmienne kierunki procesu osiągania obrazu. Ja widzę w jej tworach przerażającą perfekcję, która wywołuje we mnie swoiste obrzydzenie. 

Zastanawiam się tylko gdzie w tym sens – generować obrazy dla samych obrazów? Do mnie jednak przychodzą ludzie z krwi i kości, realni – oni chcą mieć siebie na tych zdjęciach. Natomiast AI tworzy obrazy sztuczne. Nazywam je portretami „osób NIKT"... i kompletnie nie rozumiem fenomenu kupowania sztucznie wygenerowanych obrazów, z tymi „NIKT". Po co komuś „ten NIKT"? Jest to dla mnie bardzo dziwne. Może to kwestia mody? 

Jednak najbardziej boję się momentu, w którym AI nauczy się idealnie odwzorowywać ten „zestaw charakterystycznych nieperfekcyjności danego twórcy" – do perfekcji. I wtedy będzie naprawdę źle... Boję się, że wtedy sztuczna inteligencja oszuka nas wszystkich.

➡ Bardzo dziękuję za rozmowę.

Wywiad z Gosią Jurasz przeprowadziła Justyna Miodońska

Wszystkie fotografie zawarte w artykule są autorstwa Gosi Jurasz. Kopiowanie oraz rozpowszechnianie fotografii bez zgody autorki jest surowo zabronione. 

Sprawdź nasze inne inspirujące wywiady:

 EXPOzycja 2023. Fotografia dokumentalna – wywiad z Marzeną Hans

➡ Jak być lepszym fotografem ślubnym? Poznaj tajemnice Malachite Meadow!

➡ Barwa w fotografii – wywiad z Peterem Bielackiem!