„Gdy kręcę film, to nim żyję i czerpię z tego radość tu i teraz". Rozmowa z Krystianem Bielatowiczem
Justyna Miodońska • 31 października 2024 • 20 min
Żyjemy w kulturze podlegającej okulocentrycznej dyktaturze obrazów, których nieskończenie wielka ilość codziennie walczy o naszą uwagę, kliknięcia i wyświetlenia – w pogoni za oryginalnością bardzo łatwo więc stracić zapał do twórczych działań, które i tak w większości przypadków nie zostają docenione w przestrzeni social mediów. Jak zatem mądrze wyróżniać się na tle innych oraz skąd czerpać pomysły na angażujące treści? O wszystkie te ważne kwestie zapytaliśmy Krystiana Bielatowicza, ambasadora Panasonic Polska.
Spis treści:
Wywiad z Krystianem Bielatowiczem
➡ Powiedz proszę w jaki sposób rozwiązania marki Lumix wspierają Cię na co dzień w Twojej działalności zawodowej?
Uważam, że w kontekście realizacji filmów teoretycznie wszystkie marki mają już to, co jest filmowcowi potrzebne do szczęścia. Moje pierwsze aparaty były analogowe – dzięki temu ja nie mam w sobie uzależnienia od nowinek typu AI. W moim postrzeganiu to człowiek tworzy, a reszta jest po prostu narzędziem, które go wspiera.
Obecnie osiągnęliśmy już tak wysoki poziom jakości, że można powiedzieć, że tu wcale nie chodzi o sprzęt – tylko o Ciebie, w jaki sposób coś stworzysz, jak opowiesz daną historię; dla mnie to jest najbardziej istotne.
Myślę, że każdym narzędziem bym nagrał i robił to, co robię. Natomiast są oczywiście takie niuanse – jak na przykład kolorystyka czy plastyka obrazu – i faktycznie z tego względu lubię Lumixa. Gdy wprowadzam color grading, to jest mi tu przyjemnie i jest to taka przestrzeń odwzorowania kolorów, która mi pasuje. Trzeba by też pod tym kątem zrobić test i na pewno duża część sprzętu by się wtedy wykluczyła dla mnie, a Lumix mógłby być wówczas w czołówce.
Bardzo ważną sprawą dla mnie jest także to, że mam w ofercie Lumix dostęp do pełnego zestawu obiektywów. I kolejne ważne aspekty: czyli 10-bitowe przetwarzanie koloru, próbkowanie 4:2:2, rozdzielczość 6K w tzw. trybie Open Gate – 5952 × 3968 pikseli, proporcje 3:2 – nagrywanie na dysk zewnętrzny SSD (w przypadku S5IIX) – to wszystko tutaj jest.
Skupiam się na pracy, a sprzęt który mam, spełnia moje wymagania i potrzeby rynku. Patrząc też wstecz, gdy z kolei zmieniałem sprzęt na Lumixa, wówczas miałem sprecyzowane oczekiwania, którym Lumix sprostał; a wtedy nie wszyscy mieli te funkcje, o których już tutaj wspomniałem i dlatego też w tamtym czasie zacząłem pracować na Lumixie.
Wiadomo, że marki ciągle się prześcigają, ja wiele lat pracowałem na sprzęcie, w którym ciągle mi czegoś brakowało. Mówią dookoła, że stabilizacja w Lumixie w pełnej klatce jest po prostu pierwszą klasą, czymś wybitnym; ja to mogę potwierdzić, bo kiedy przykładowo filmuję z ręki i pracuję z tą aktywną stabilizacją, to faktycznie jest bardzo dobrze.
➡ Jakie umiejętności trzeba posiadać, żeby tworzyć angażujące treści na social media? Spodziewam się, że wymagań w tej kwestii jest bardzo dużo – jak choćby bardzo krótki metraż...
To jest jedno z tych trudnych pytań, w kontekście których ciężko odpowiedzieć „coś jedną fachową radą”. Social media rządzą się swoimi prawami. Obecność w nich na pewno wymaga atencji, czasu, stylu. Najlepiej połączyć pewne spektrum doświadczeń – żeby stworzyć coś, co przyciągnie uwagę; a co przyciąga uwagę widza? Na pewno to, jaką historię wybieramy.
Tworzymy połączenie z odbiorcami, których przyciągamy chociażby podobną wrażliwością. Jeśli ja przykładowo opowiadam historię „w moim stylu", to ci widzowie, którzy takich rzeczy po prostu nie czują, nie poświęcą czasu, by zobaczyć materiał do końca – choćby trwał minutę. Więc pierwszy warunek to taki, żeby tworzyć po swojemu, aby trafić z historią do naszej grupy odbiorców.
W social mediach pierwsze kadry publikacji są kluczowe dla przyciągnięcia uwagi. Więc drugą sprawą jest umiejętność ujęcia wyjątkowości przekazu w bardzo krótkiej formie.
A trzecia rzecz to przecież obraz, który musi czymś przyciągnąć. To jest światło, to jest kompozycja; to jest również montaż, który dobrze łączy wszystko ze sobą – ponieważ to, jak zmontowaliśmy daną historię, nie jest bez znaczenia. Muzyka to kolejny bardzo ważny element; to, jakie mamy napisy, czcionki – w końcu także to, jaki jest nasz bohater, czyli ten kto mówi i kto opowiada.
➡ Gdybyśmy spróbowali odnieść Twoją twórczość do pojęć studium i punctum Rolanda Barthesa – gwoli jasności dla naszych czytelników: studium jest tą częścią utworu, która jest w pełni oczywista i zrozumiała dla odbiorcy – innymi słowy to prawidłowe odczytanie intencji fotografa; punctum z kolei jest czymś kompletnie niezakodowanym w utworze, ale do niego przynależy – to coś, co dosłownie kłuje widza w oczy i przyciąga jego uwagę – jak zatem będzie w Twoim przypadku?
Ja chyba nie mam czegoś takiego, że rozdzielam te dwie warstwy. Te definicje są dla mnie takie... oczywiste – a pracując z filmem, nie myślę o definicjach – w takim sensie, że pracuję po prostu intuicyjnie.
Gdy filmuję i wchodzę w tę przestrzeń dokumentu lub reklamy, to bardziej obserwuję; rejestruję po swojemu to, co widzę i faktycznie mogę gdzieś dostrzec jakieś punctum – coś takiego „że boom, że wow" – i wtedy czuję, że moment, który nagrałem, to jest właśnie bardzo mocny punkt; ale ja go nigdy nie planuję, on sam się pojawia.
Można więc powiedzieć, że ja nie tworzę świadomie tych punktów w swoich filmach; one też są różne – niektóre zapamiętujemy przez to, że są spokojne, ciche i że jest w nich przez to coś magicznego – a inne mogą być zupełnie dynamiczne. I ja też tak właśnie pracuję z filmem; realizuję jednocześnie formy dokumentalne i reklamowe, filmy autorskie, a jeszcze innym razem takie z bardzo długimi, spokojnymi ujęciami i dopasowaną pod to muzyką.
Więc wracając – ja nie jestem w stanie złapać tego punctum; nie powiem Ci co to jest, bo to jest trochę poza mną, poza tym, co robię. Nie kontroluję tego – bo dokument jest dla mnie bardzo często formą bez scenariusza. I jak wchodzę np. w przestrzeń pasterzy, wypalaczy czy w dokumenty komercyjne – teraz niedawno robiłem film dla Wedla – to ja do każdego pomieszczenia wchodziłem z „wielką niewiadomą" w kontekście każdego bohatera; z którym siadałem i rozmawiałem, potem szedłem na produkcję i kręciłem z różnych miejsc – szedłem z myślą „nie wiem, co mnie spotka, ale wchodzę i rejestruję co się po prostu wydarza".
Zawsze działam spontanicznie i nie mam takiego standardowego scenariusza – takiego, jak można by sobie wyobrazić w filmie fabularnym; tutaj wszystko sprowadza się do tego, że mam pewien „pomysł" – jak w tym Wedlu, gdzie pomyślałem, że najpierw się spotkam z tymi ludźmi i pogadam, ale w bardzo intymnym i cichym miejscu, na kawie, z mikrofonem; skupiłem się wtedy na wyłapaniu ważnych momentów w ich pracy, które związane są z emocjami – i to było moje zadanie. Miałem jakieś pół godziny, żeby wyłapać pewne „naście sekund", a potem wróciłem i wszedłem w przestrzeń, w której oni pracują – żeby wyłapać mocniejsze i słabsze punkty tego miejsca – by je połączyć w całość, by stały się spójne.
Nigdy nie planuję, bo te punkty zawsze są inne – pozwalam tym punktom być innymi, żeby też nie złapać się na działaniu schematycznym – żeby z siebie samego nie zrobić schematycznego, chodzącego i filmującego człowieka, tylko bardziej takiego, który pozwala danemu tematowi – a każdy jest inny – wyłonić się, wyodrębnić, jako osobna historia, która opowiada o sobie samej, a nie ja o niej. Nie jestem w stanie złapać tego w definicję, a z drugiej strony też nie chcę tego definiować, żeby nic mnie nie ograniczało.
➡ Czyli tak na dobrą sprawę jesteś cały czas w procesie poznawczym, który wymaga dużego skupienia – jak w takim razie ogarniasz to psychicznie? Bo bycie w takim nieustannym „trybie czuwania" jest przecież bardzo angażujące dla zmysłów; oczywiście z jednej strony nakręca Cię to do działania, ale z drugiej – niesamowicie obciąża. Jak się to ma w kontekście Twojej weny lub nawet wypalenia?
Rzeczywiście wypaliłem się fotograficznie – w 2015 albo 2016 roku. Wcześniej robiłem dokumenty, reportaże i nagle NIC. Miałem przerwę przez cztery lata... jednak w tym czasie też filmowałem, a w pewnym momencie „zaskoczyło”. Pamiętam ten dzień podczas pandemii. Mieszkałem wtedy z rodziną w Meksyku. I wykonałem portret młodego mężczyzny z grupy etnicznej Majów. To był taki impuls, chęć fotografowania wróciła, po prostu. Natomiast ja byłem inny i też już patrzyłem przez obiektyw inaczej.
W filmie tego jeszcze nie doświadczyłem, filmując czuję natchnienie i tryb czuwania zupełnie mi nic nie robi, to jest dla mnie jak tlen.
Wydaje mi się, że gdybym funkcjonował w takim jednostajnym trybie fachu przez cały czas, to wtedy rzeczywiście bym się wypalił. Ale projekty, które realizuję są od siebie tak różne, że ja nie czuję jakbym robił non stop to samo. Ponieważ tworzę jednocześnie film dokumentalny dla Wedla, później film reklamowy dla firmy, która robi boiska dla dzieci, dalej film reklamowy dla marki Peak Design, potem dla BGK, a jeszcze później robię coś autorskiego – co też jest formą reklamy dla kogoś – i w końcu robię sesję do kalendarza Metra Warszawskiego.
I to jest właśnie taka jedna, wielka mieszanka – nigdy zbyt długo nie jestem w czymś „jednym", a moja świadomość fruwa przez cały czas, doświadczając tego i tamtego…
➡ Trzeba zatem nieustannie wystawiać się na wszelkiego rodzaju bodźce – żeby być dobrym filmowcem.
To działa w moim przypadku. Mi taki tryb tworzenia pasuje. Ale to wiąże się też z tym, że trzeba „mieć charakter” do tego; lubić wychodzić ze swojej strefy komfortu – bo ciągle jest się gdzieś indziej, robi się różne rzeczy... i ważne jest też radzić sobie w kontakcie z bardzo różnymi środowiskami.
Mnie samego coś musi wciągnąć, ja muszę się wkręcić; i jak coś robię, jak tego Wedla – to ja byłem tym filmem, tymi ludźmi, a gdy kończyłem montaż, to nagle poczułem, że wychodzę z tego, że zamykam drzwi i idę dalej – to też chroni przed wypaleniem – choć wiadomo, że za 5 czy 10 lat coś się może zmienić w tej kwestii.
Dla mnie wypalenie się oznacza wyparcie czegoś starego, co już nie działa; i jak to już się stanie, to musisz mieć czas – nawet kilka lat – żeby się ułożyło w Tobie to, co jest nowe. I jak już się to ułoży, to wtedy dosłownie wybuchniesz – ale gdzie indziej i czymś innym. Nie mówię, że musisz być wtedy nadal fotografem czy filmowcem, ale musisz się zmienić, tak po prostu.
➡ Może w przyszłości pojawi się jakaś całkiem nowa profesja związana z mediami audiowizualnymi – technologia AI mocno już przecież zakotwiczyła się w naszej rzeczywistości i niestety coraz częściej neguje się ważność oraz podmiotowość samego autora w kontekście dzieła, które tworzy... jak Ty się w tym odnajdujesz? Dziś każdy może przecież nagrać dobrej jakości film, wystarczy dać mu do ręki odpowiedni sprzęt – czy masz jakieś lęki w związku z tym?
Kompletnie się tym nie przejmuję. Nie zajmuje to mojej uwagi; nie skupiam się na lękach i obawach, ponieważ ja robię swoje. Natomiast gdy przyjdzie czas, że ma mnie to odciąć, to będzie to oznaczało, że ma się zacząć coś nowego. I też sam fakt, że wszyscy mogą coś robić, wcale nie oznacza, że będą to robić – ponieważ życie nie działa w ten sposób, że my go kontrolujemy – ono nas samo najczęściej prowadzi.
I jeśli ja coś robię przykładowo dla klienta, to są to zwykle formy dokumentalne związane z czymś realnym; z tematami, które istnieją w naszym świecie i których nie da się sztucznie wypreparować dzięki AI; i też nie każdy może to robić, bo ja przykładowo podejmuję się tematów trudnych – w takim sensie, że trudno tę daną historię opowiedzieć albo trudno stworzyć wystarczającą relację z pewną grupą społeczną, z pewnym bohaterem.
Gdy pracuję komercyjnie, z agencjami reklamowymi, to często jestem wysyłany na trudne zadania – i oni nie oczekują, że ja przyjadę do nich z wygenerowanym obrazem, który nie istnieje; oni potrzebują prawdziwej historii – z Karkonoszy, tych stworzonych na Śląsku lub na Mazurach, gdzieś w porcie – liczy się to, żeby pokazać jak jest naprawdę. I to nie zniknie z naszego świata; my żyjemy w tym świecie i ten świat potrzebuje historii prawdziwych. Zawsze będzie ich potrzebował.
➡ Autentyczność jest więc największą ze współczesnych jakości.
Dokładnie tak. I ja pracuję właśnie z takimi klientami. Okej, możemy np. dodać lektora AI – to się rzeczywiście pojawiło w mojej pracy, więc pod tym kątem to jest w porządku dla mnie.
W pracy też zetknąłem się z „fotografiami" stworzonymi przez sztuczną inteligencję, bo tak zakładał projekt i na dany moment nie było możliwości stworzenia realnych zdjęć. Myślę, że w warstwie muzycznej też mogą się twory AI pojawiać, choć ja sam zakupuję muzykę komponowaną przez muzyków.
Wiadomo, że są różni fotografowie i część z nich będzie musiała coś zmienić, bo nie będzie miała innego wyjścia – AI jest i będzie, a my musimy się do tego po prostu adaptować.
➡ A czy format wyświetlanych materiałów w przestrzeni social mediów jakoś Cię ogranicza?
W ogóle! Ja jestem twórcą, który uwielbia się bawić – trochę jak dziecko – i często mam takie zlecenia, że do zrobienia jest zarówno format YouTube'owy, ale też format pionowy pod Instagram, TikTok i jeszcze wchodzi kwadrat, często na Facebook'a.
➡ I pamiętasz o tych wszystkich formatach na raz, jak komponujesz ujęcia?
Ja się zawsze najpierw pytam – co tworzymy – i jeśli nagrywamy tylko na jedną platformę, np. na YouTube, to okej, wtedy skupiam się tylko na poziomie. A jeśli wiem, że muszę się dostosować do wszystkich formatów, to wtedy właśnie kręcę w trybie Open Gate dostępnym w Lumixie; mam wtedy obraz z całej matrycy, a jakiś czas temu jeszcze odkryłem, że w menu Lumixa jest opcja dodania ramek, które mogę sobie wyświetlać na podglądzie – przy jednoczesnym kręceniu w Open Gate – z ustawioną przykładowo pionową ramką.
Sama ramka stanowi dla mnie wskazówkę, żeby np. wybrać obiektyw 20 mm, a nie 24 mm, żeby się trochę cofnąć... i wtedy mam już wszystkie formaty w jednym kadrze. Wtedy korzystam z jakości 6K, a 4K trafia do klienta – ostatnio robiłem też sesję dla Metra Warszawskiego i tam był pewien format fotografii, których nie ma w proponowanych ramkach – ale się okazało, że w Lumixie mogę też sam zdefiniować wymiary takiej ramki i wszystko dopasowałem pod klienta.
➡ A czy z powodu formatów w SM często zmienia Ci się koncepcja na dane nagranie?
Miałem kilka takich sytuacji, że kręciłem w poziomie, a potem nagle ktoś chciał pion i to było straszne – ponieważ musiałem zabić te dobre kadry i tak je przyciąć, że dla mnie było to po prostu nie do oglądania. Albo zdarzyło się tak, że docelowo kręciłem w poziomie, ktoś to potem wrzucił w SM i sama aplikacja coś automatycznie przykadrowała, do kwadratu... ja się wtedy załamałem, bo to była katastrofa. No ale cóż, zapomniałem o tym i idę dalej. Bo świat idzie do przodu i nie ma co żyć takimi tematami.
A co do pytania, to koncepcja tworzy się na pierwszym etapie rozmów, spotkań. Potem pozwalam jej być elastyczną, tak jak ja jestem.
➡ No właśnie – a jak radzisz sobie ze świadomością, że Twoje materiały idą w świat i są klikalne przez kilka dni – góra kilka tygodni – a potem przepadają w oceanie innych treści, zalane przez falę kakofonicznych obrazów? Czujesz wtedy, że Twoja praca idzie na marne?
Przypomniała mi się pewna ciekawa historia; robiłem swój film dokumentalny o Słowianach – kręciłem ten materiał i czułem, że to jest naprawdę coś ambitnego. Gdy skończyłem ten dokument i go wypuściłem, to myślałem, że cały świat go obejrzy – oczywiście ktoś go tam zobaczył, ale ja też zrozumiałem, że on jest już właśnie tą „przeszłością"; że ta klikalność nie będzie milionowa... no i dotarło do mnie – „okej, to tak działa”.
Przeszedłem wtedy taką transformację i zrozumiałem, że trzeba żyć tu i teraz; i też zauważyłem, że wielkie filmy sprzed 30, 40 lat, o których dużo się wówczas mówiło, które były hitami – to one tak samo się rozpływają, znikają. Ktoś obecnie może do nich wrócić, albo i nie, bo pokolenia i gusta się zmieniają, i te filmy stare też były inaczej nagrywane. Dotarło do mnie, że jesteśmy tak strasznie przywiązani do tylu spraw i po prostu zacząłem robić tak, że gdy kręcę film, to nim żyję i czerpię z tego radość tu i teraz; bawię się w tej przestrzeni, ale tylko wtedy, gdy jestem właśnie w tej „piaskownicy".
I trzeba mieć właśnie podejście jak ci mnisi ze swoimi mandalami, które zostają zburzone na koniec; u mnie jest to moment oddania filmu klientowi – bo idę dalej, a on zostaje w przeszłości. Po czasie może się okazać, że ktoś będzie chciał go opublikować, że ktoś inny będzie chciał do niego wrócić; albo Ty sam go opublikujesz jeszcze raz, bo przyszedł taki moment w Twoim życiu – bo kogoś poznałeś, kogoś kto budzi jakieś wspomnienie o tym filmie i to się ożywia – a potem znów zapomnisz, bo tak trzeba. Trzeba się więc nauczyć żyć tu i teraz ze swoimi projektami, filmami; żeby móc je przeżywać i tworzyć na maxa – a potem na maxa też o nich zapomnieć, bo wtedy jest lżej.
Można też utknąć w tym, co się stworzyło i zacząć się niepotrzebnie obwiniać, że coś może zrobiłem nie tak, czy siak – i zaczyna się wpadać w pułapki swojego umysłu. Ludzie się przecież potrafią załamać tak konkretnie – bo robią „projekty życia", których nikt potem nie chce oglądać; a ta oglądalność nie ma tak naprawdę znaczenia – czasem może być to nawet jedna osoba, bo to właśnie ona może Cię zaprowadzić do kolejnych doświadczeń. No i dystans do samego siebie też jest ważny.
➡ A w czym i gdzie szukać inspiracji?
W tym co Cię pasjonuje i w tym co lubisz – i to nie musi być nawet sztuka! Gdy miałem ten moment, że zatrzymałem się z fotografią, to kompletnie przestałam oglądać zdjęcia innych; jak mi przychodzą teraz jakieś newslettery z Magnum Photos – z czasów gdy fascynowałem się agencjami i twórcami – to w ogóle na nie nie patrzę; to zainteresowanie we mnie totalnie zniknęło. Fascynują mnie już po prostu inne rzeczy, często z innych branż.
Nawet czasem jakieś odczucie może mnie zafascynować i to mnie też pociąga, kiedy filmuję. Wiadomo, że w ciągu dnia daję sobie kilka chwil na przejrzenie internetu i czasem się zdarzy, że coś mnie zainspiruje, z takich sztuk audiowizualnych – a czasem jest to po prostu mgła na zewnątrz; i to ona mnie zawoła, czasem może być to czyjaś rozmowa przez telefon – i że coś mnie w tym wszystkim poruszy – to może być też coś zepsutego w świecie naszym, albo w innym obrazie.
Jestem absolutnie za tym, żeby inspirować się tym, co Ciebie zawoła. Na pewnym etapie może to być właśnie inny fotograf, jakiś film fabularny lub dokumentalny; może czyjeś konto w SM, może książka, kulinaria, jakieś kształty... trzeba obserwować – co Cię zawoła – co powoduje, że się tym akurat interesujesz – tamten kształt, albo cień, on się jakoś tak dziwnie rusza – i to też jest właśnie to Barhes'owe punctum – i coś cię ruszy, więc to nagrasz, a potem, za dwa tygodnie okaże się, że zobaczysz inny cień, albo jeszcze coś innego...
Ja tak pewien film zrobiłem – pamiętam, że w Meksyku zawołał mnie jeden cień tańczący na korze drzewa, potem pies, który gdzieś się na mnie spojrzał, potem sfilmowałem siebie; kolejne rzeczy mnie tak do siebie wołały... i tak powstał „I am" – krótki, czarno biały film, w panoramie, trochę o moich emocjach, w Meksyku, w czasie pandemii. I właśnie takie momenty mnie zatrzymują; przyglądam się nim i zachwycam – światło, liść, cień…
➡ Czyli zawsze trzeba być niesamowicie uważnym...
Tak, ale nie w swoich myślach – wiesz, idziesz, myślisz; idziesz i patrzysz w telefon i nagle omija Cię to wszystko, co dookoła Ciebie – coś wyjątkowego, co może przykuć Twoją uwagę – trzeba skupić się na autentyczności, a nie na iluzorycznym świecie w Internecie; przecież nawet nasze własne myśli też są iluzoryczne – nie można więc „odpływać", bo to właśnie wtedy przepada nam Rzeczywistość.
Wywiad z Krystianem Bielatowiczem przeprowadziła Justyna Miodońska.
Sprawdź nasze inne inspirujące rozmowy:
➡ Na miejsca, gotów – start! Wywiad z fotografem sportu Tomaszem Markowskim
➡ Czy nadal warto fotografować analogowo? Rozmawiamy z doktor sztuk Marzeną Kolarz
Najnowsze
Zostań naszym stałym czytelnikiem
Bądź na bieżąco z nowościami foto-wideo, inspiruj się wybitnymi twórcami, korzystaj z praktycznych porad specjalistów.
Poinformujemy Cię o super promocjach, interesujących kursach i warsztatach.