Czy nadal warto fotografować analogowo? Rozmawiamy z doktor sztuk Marzeną Kolarz

Justyna Miodońska • 8 czerwca 2023 • 13 min

Dzięki dynamicznemu rozwojowi nowoczesnych technologii już od dawna możemy rejestrować cyfrowe obrazy, które swoją jakością przewyższają możliwości ludzkiego aparatu percepcyjnego – współczesne aparaty i kamery są przecież w stanie zapisać zdecydowanie większe rozdzielczości niż może zobaczyć ludzkie oko, a także rejestrować obrazy w zakresie tych barw, które znajdują się poza dostępnym dla nas widmem światła widzialnego. Skąd zatem bierze się potrzeba „powrotu do przeszłości" i doświadczenia fotografii w sposób organiczny, a nie tylko przez pryzmat pikselowego medium?

Czy nadal warto fotografować analogowo? Rozmawiamy z doktor sztuk Marzeną Kolarz

O wielu aspektach związanych z nieustannie wzrastającym zainteresowaniem fotografią analogową rozmawialiśmy z Marzeną Kolarzkrakowską fotografką, multi-artystką oraz doktor sztuk, która była także naszą tegoroczną gościnią na EXPOzycji Foto-Plus 2023. Jednakże temat, którego opracowanie właśnie Wam przedstawiamy, wymagał od nas osobnego spotkania.

Bardzo dziękujemy naszej rozmówczyni za poświęcony czas oraz za podzielenie się z nami swoimi bardzo cennymi spostrzeżeniami dotyczącymi przeżywającej swój renesans fotografii analogowej

Fotografia otworkowa – fot. Marzena Kolarz

Zapis chemiczny kontra system zero-jedynkowy

Na samym początku warto podkreślić, że podporządkowanie pierwotnych technik fotograficznych pod kategorię „analogową" jest zasadniczo niepoprawne. Nasza rozmówczyni zaznacza, że słowo to jest przede wszystkim powiązane z pierwszymi formami medialnego zapisu bądź transmisji ciągłego sygnału – a więc z zapisem dźwięku lub nagrania wideo.

W kontekście fotografii tradycyjnej, która stoi w opozycji do współczesnych rodzajów cyfrowej rejestracji na urządzeniach elektronicznych, określenie to wskazuje na jej bezpośrednie źródło w dalekiej przeszłości. Słowo „analogowy" w kontekście pierwotnego medium fotograficznego oznacza więc coś archaicznego, zamierzchłego, pochodzącego z „dawnych czasów" i właśnie w taki, a nie inny sposób należy rozumieć jego znaczenie.

Z kolei chcąc doprecyzować charakterystykę pierwszych technik fotograficznych, powinniśmy skupić się na ich chemicznej proweniencji i to właśnie z takiej perspektywy powinniśmy ją przede wszystkim różnicować względem tego, co technologia cyfrowa oferuje nam dzisiaj. 

Guma dwuchromianowa – fot. Marzena Kolarz

Fotografia chemiczna jest więc określeniem bardziej trafnym oraz precyzyjnym – aspekt chemiczny jest również pierwszym czynnikiem, który wskazuje na odmienność oraz wyjątkowość pierwotnego procesu względem współczesnych form tworzenia zdjęć.

Pozostańmy jednak przy analogowej terminologii, gdyż nawet nasza gościni przyznaje, że darzy to wyrażenie szczególnym rodzajem sentymentalnej sympatii – choć wcale nie zgadza się ze stwierdzeniem, „że kiedyś to wszystko było lepsze" – wszystko bowiem zależy od indywidualnych potrzeb twórcy i warto o tym pamiętać w kontekście przenikania się cyfrowo-analogowych mediów.

Na jakie pozostałe różnice w kontekście fotografii cyfrowej oraz chemicznej zwraca uwagę nasza rozmówczyni? Przede wszystkim na charakter zapisu, który w obu przypadkach ma inny status ontologiczny.

„(...) większości z nas wydaje się, że to aparat cyfrowy podatny jest na większe manipulacje. Nie jest to do końca prawdą – manipulacje na obrazie analogowym mogą być tym bardziej zaskakujące z tego względu, że wydają się być zapisem niezmienialnym na emulsji światłoczułej (...)” - M. Kolarz

Jak już napisaliśmy, fotografia analogowa ujawnia się jej autorowi poprzez reakcje chemiczne zachodzące na materiale światłoczułym, który poddawany jest procesom wywołania oraz utrwalenia. Materiał analogowy, czyli nośnik fotografii chemicznej, na którym powstaje fizyczny zapis obrazu, może być oczywiście bardzo zróżnicowany.

Nośnik ten może być negatywem, papierem fotograficznym lub inną emulsją – tak naprawdę chemiczny obraz fotograficzny możemy nanieść na dowolnie wybraną przez nas powierzchnię, czego doskonałym przykładem jest praca innej krakowskiej artystki – Barbary Wojewody – która korzystając ze zjawiska fotosyntezy, dokonała fizycznego zapisu fotografii na liściu.
 

Fotografia organiczna autorstwa Barbary Wojewody wykonana metodą chlorophyll printing 

W przypadku fotografii cyfrowej mamy natomiast do czynienia z ograniczonym i stałym nośnikiem w aparacie – czyli matrycą – zapisującą obraz poprzez rejestrację impulsów świetlnych, które w dalszej kolejności przekształcane są na konkretne wartości liczbowe. Oczywiście zapis cyfrowy znajduje się obecnie na niesamowicie zaawansowanym poziomie i jak podkreśla Marzena Kolarz jest to stan absolutnie nieporównywalny do początków cyfrowych form rejestracji. Wciąż jednak fotografia cyfrowa nie przeskoczyła paradoksalnie możliwości analogowego medium.

Obecnie największa matryca cyfrowa służąca do zapisu cyfrowego to tak zwany średni format i nie jest on na dodatek, jak podkreśla nasza gościni, średnim formatem pełnoklatkowym – to znaczy, że nie mamy na ten moment na rynku cyfrowym średnioformatowego sensora, który swoimi wymiarami zrównałby się z filmem fotograficznym o szerokości błony 60 mm. Jest więc to trzeci czynnik, który różnicuje oba rodzaje zapisu fotograficznego.

Co więcej, w przypadku fotografii chemicznej dysponujemy także zapisem wielkoformatowym, który może osiągnąć fizyczny zapis obrazu przekraczający kilkadziesiąt centymetrów – nie mówiąc już o skrajnych przypadkach, gdy ktoś przerabia sobie własny dom lub mieszkanie na aparat i naświetla obrazy na kilkumetrowych negatywach.

Podsumowując – rejestracja cyfrowa w dalszym ciągu nie wyprzedziła fotografii analogowej w kontekście wielkości zapisu obrazu oraz idącą z nią w parze możliwości rejestracji ogromnych rozdzielczości tegoż obrazu. 

Porównanie fotograficznych formatów w odniesieniu do 35 mm, czyli „pełnej klatki"

Zmysłowe doświadczenie fotograficznego medium

Marzena Kolarz zdradziła nam podczas wywiadu, że w czasie zajęć ze swoimi studentami wielokrotnie zdarza się jej zbudować aparat fotograficzny z sali wykładowej. Taki rodzaj demonstracji zasady działania fotografii jest najlepszą formą wytłumaczenia, czym tak naprawdę ona jest – w momencie, gdy studenci realnie znajdują się wewnątrz mechanizmu camera obscura, zaczynają natychmiast rozumieć to medium „od podszewki". 

Camera obscura w praktyce – fragment instalacji autorstwa Marzeny Kolarz

Zapytaliśmy naszą rozmówczynię o genezę wzmożonego zainteresowania fotografią analogową, nie tylko w odniesieniu do społeczności akademickich oraz artystycznych, ale także w kontekście grup konsumenckich. Marzena Kolarz uważa, że ten trend paradoksalnie nie wynika z tymczasowej mody na „fotografie retro", ale bierze się przede wszystkim z potrzeby doświadczenia fotografii organicznie, świadomie i namacalnie.

Techniki pierwotne wymagają od twórcy zaangażowania się w proces tworzenia obrazów w sposób empiryczny – przede wszystkim musimy się skupić na tym, co robimy. Nie możemy sobie przecież „pstrykać" w nieskończoność, co jest zasadniczo normą w przypadku rejestracji cyfrowych. Fotografia analogowa ogranicza nas także ilościowo, a to z kolei powoduje wzrost naszego szacunku względem możliwych do zapisania fotograficznych klatek.

Fascynacja technikami analogowymi wynika również z naszego fizycznego, organicznego wpływu na obraz na każdym etapie jego powstawania – możemy samodzielnie wybrać konkretny negatyw, sposób jego wywołania, możemy także wybrać metodę uzyskania konkretnej odbitki oraz ingerować w dany obraz na wiele różnych sposobów... finalnie możemy nawet wybudować własny aparat, aby mieć 99 % kontroli nad efektem końcowym.

Te wszystkie organiczne czynniki, niezależne od jakiejkolwiek elektroniki, sprawiają, że miłośnicy fotografii analogowej mogą doświadczyć tego medium w sposób bardziej sensoryczny oraz intencjonalny.

„(...) fotografia analogowa daje możliwość doświadczenia takiej magii oczekiwania... oczywiście, jak ktoś bardzo długo fotografuje, to mniej więcej wie, czego się spodziewać – ale nigdy nie ma się tej 100-procentowej pewności, dopóki ten materiał nie zostanie wywołany (..)” - M. Kolarz

Sztuczna inteligencja – czy jest się czego obawiać?

Praktycznie z dnia na dzień możemy zaobserwować ogromny wpływ technologii AI na rynku usługowo-sprzedażowym w kontekście filmu i fotografii. W odniesieniu do medium analogowego, można dojść do wniosku, że sztuczna inteligencja, poprzez kreację zupełnie sztucznych, zero-jedynkowych obrazów, znajduje się na kompletnie przeciwległym biegunie niż fotografia pierwotna... Tym bardziej fascynujący wydaje się być również fakt, że w dobie tak spektakularnych cyfrowych udogodnień, tkwi w nas jednak potrzeba „powrotu do źródeł". 

O kwestię AI postanowiliśmy również zapytać Marzenę Kolarz – fotografka podkreśla jednak, że nie należy obawiać się zmian w związku z upowszechnieniem się sztucznej inteligencji również w sferze fotograficzno-filmowej i nawiązuje do historii fotografii oraz kilku rewolucji, które zdążyły mieć miejsce w przeciągu zaledwie niecałych 200 lat istnienia tego medium w świecie kultury i sztuki.

Luksografia – fot. Marzena Kolarz

Warto zdać sobie sprawę, że pojawienie się na początku XX wieku formatu małoobrazkowego, o którym dziś dumne mówimy „pełna klatka", również było dla ówczesnych twórców formą sprzętowo-narzędziowej rewolucji, która wzbudzała wśród fotografów zarówno fascynację jak i wiele obaw oraz wątpliwości. Jednakże gdyby nie aparat małoobrazkowy skonstruowany przez Oskara Barnacka w 1925 roku, wówczas Henri Cartier-Bresson nie stałby się ojcem foto-reportażu oraz nie zadbałby o to, by skromnych rozmiarów Leica stała się ikonicznym aparatem fotograficznym znanym na całym świecie.

W dalszej części fotograficznej historii mieliśmy do czynienia z bardzo gwałtowną rewolucją cyfrową, która również „miała wszystko zmienić".  A dziś, w połowie 2023 roku, coraz więcej współczesnych fotografów  – na przekór wszystkim technologicznym dobrodziejstwom – sięga po techniki XIX-wieczne, podczas gdy my piszemy tekst o tym, że fotografia analogowa wraca do łask!

Historia lubi się powtarzać, a to oznacza, że zmiana jest nieodłącznym elementem rozwoju – dlatego nasza gościni jest przekonana, że transformacji medium nie należy się bać, tylko we właściwy sposób się do niej zaadaptować oraz wykorzystać jej potencjał w kontekście własnej twórczości. 

Ambrotypia – fot. Marzena Kolarz

Nie mniej jednak Marzena Kolarz podkreśla także, że najbardziej problematyczną kwestią w przypadku „fotograficznych tworów" sztucznej inteligencji jest ich status ontologiczny. Zdecydowanie nie możemy uznać ich za fotografię per se, nawet jeśli do złudzenia ją „przypominają" – to właśnie z tego powodu światowe konkursy fotograficzne wprowadzają obecnie specjalne kategorie dla grafik uzyskanych metodami AI. Powinny mieć one swoją własną, niezależną przestrzeń, w której będą poddawane ocenie – wówczas nie będą tak szkodliwe dla innych mediów. 

W tym momencie naszego wywiadu zadaliśmy naszej gościni jeszcze jedno pytanie – która fotografia jest według niej bardziej prawdziwa – analogowa czy cyfrowa? Odpowiedź Marzeny Kolarz jest zaskakująca – żadna z nich nie jest bardziej prawdziwa, bo prawda nie jest nadrzędną wartością i cechą fotografii. Artystka podkreśla, że dla niej jest to raczej przestrzeń do kreacji i modyfikacji oraz na pokazanie swojej autorskości. Skoro jednak nie możemy mówić o Prawdzie w kontekście medium fotograficznego, dlaczego więc oburzamy się na równie nie-Prawdziwe wytwory sztucznej inteligencji?

„(...) nie ma prawdy w fotografii, ona nie odwzorowuje rzeczywistości, ale umiejętnie ją imituje. Zgrabnie może udawać coś, czego nie ma (...)” - M. Kolarz

Ważniejszy od Prawdy fotograficznej jest sam proces myślowy oraz intencje i motywacje, które finalnie mobilizują twórcę do konkretnych działań. Cały ten „czas preprodukcji" – na który składają się indywidualne cechy oraz doświadczenia fotografa, osadzone w danym kontekście, w konkretnym miejscu oraz czasie – determinuje fotograficzną esencję ontologiczną. To właśnie w takich momentach fotografia „nabiera sensu" – sztuczna inteligencja zaś nie zastanawia się nad genezą obrazu, ona po prostu go generuje – szybko i bezrefleksyjnie.

Nie ulega również wątpliwości, że najwięcej czasu oraz refleksji wymaga od nas bohaterka dzisiejszego wpisu – czyli fotografia analogowa.

Fotografia analogowa – jak zacząć?

Chcąc zacząć swoją przygodę z fotografią tradycyjną, warto w pierwszej kolejności zastanowić się nad kwestią rejestracji określonych wielkości, którymi chcemy operować – czy zamierzamy fotografować z użyciem aparatu małoobrazkowego, średniego lub dużego formatu? Jakie są nasze cele i jaki gabaryt fotograficzny będzie do realizacji tych celów najwłaściwszy? Odpowiedzenie sobie na tych kilka pytań, również w kontekście określonego budżetu, którym operujemy, będzie dla osób początkujących punktem wyjścia.

Każdy sprzęt umożliwia również określoną ilość klatek możliwych do uchwycenia. W przypadku małych formatów (35mm) zapiszemy średnio od 24 do 36 klatek, z kolei średni format pozwala na zapis od 9 do 16 ujęć, natomiast aparaty wielkoformatowe mają możliwość zapisu od 1 do 2 zdjęć na daną kasetę. 

„(...) ja myślę, że w ogóle warto fotografować – bez względu na to, jakimi jesteśmy fotografami, co nas interesuje i gdzie widzimy siebie w przyszłości, to warto fotografować i świadomie dobierać medium do swoich potrzeb (...)” - M. Kolarz

Analogowe aparaty dostępne na rynku są oczywiście najczęściej sprzętami używanymi – możemy je pozyskać z drugiej ręki lub wybrać się na poszukiwania komisowe bądź internetowe. Warto także zastanowić się nad miejscem, w którym będziemy potencjalnie fotografować – jeśli w duszy gra nam fotografia reportażowa, to raczej nie zda tutaj egzaminu bieganie po ulicy z aparatem wielkoformatowym. Z kolei na potrzeby fotografii studyjnej aparat małoobrazkowy może okazać się również niewystarczający.

Dla wszystkich amatorów fotografii analogowej Marzena Kolarz ma jedną najważniejszą radę – warto na początku swojej drogi wypróbować absolutnie wszystkie dostępne na rynku filmy fotograficzne oraz zrobić rekonesans we własnym zakresie w odniesieniu do ich zróżnicowanych, charakterystycznych cech. Filmy różnią się od siebie grubością emulsji, ziarnistością, czułością, stopniem kontrastu, miękkością, skalą szarości oraz skalą kolorów rejestrowaną w emulsji. 

W kontekście chemii fotograficznej sprawa wygląda dość podobnie. Dostępne w sprzedaży wywoływacze oraz utrwalacze również determinują określone cechy fotograficzne, które możemy dzięki nim uzyskać. To samo dotyczy papierów fotograficznych oraz technik drukarskich, które mogą stać się częścią całości analogowego procesu.

Jednak najważniejsze to po prostu próbować, podpatrywać innych artystów, uczyć się na swoich błędach oraz przede wszystkim nie zniechęcać się w momencie, gdy początkowe trudności odbiorą nam radość z tworzenia.

Nie ma bowiem znaczenia czy fotografujemy niczym XIX-wieczni profesjonaliści od technik szlachetnych, czy też budujemy własny aparat fotograficzny w pudełku po butach albo robimy zdjęcia za pomocą aparatu w telefonie. Bez względu na wybrane przez nas narzędzie, wszystko ostatecznie sprowadza się do tego, żeby po prostu działać

Ambrotypia – fot. Marzena Kolarz

Wszystkie fotografie zawarte w artykule są autorstwa Marzeny Kolarz.
Jedna praca jest autorstwa Barbary Wojewody.

Kopiowanie oraz rozpowszechnianie fotografii bez zgody autorek jest surowo zabronione. 

Tekst powstał w ramach wywiadu, który przeprowadziliśmy z Marzeną Kolarz. Raz jeszcze serdecznie dziękujemy artystce za poświęcony czas!

Wywiad przeprowadziła:

Justyna Miodońska 

Korekta tekstu:

Marzena Kolarz